Często na zajęciach spotykam właścicieli, których stan emocjonalny jest dość negatywny. Właściciele odczuwają poczucie winy, wyrzuty sumienia czy zaniepokojenie o swoją relację z psem, wspólne życie na co dzień czy sytuacje szkoleniowe. Boją się, że popełniają błędy, że “niszczą” psa, mają wątpliwości, czy wszystko robią “dobrze”. Oprócz sytuacji, kiedy właściciel świadomie działa w sposób krzywdzący dla psa, zawsze zakładam, że właściciel robi wszystko, co najlepsze na tyle, na ile starcza mu/ jej wiedzy. To nie jest niczyja wina, że czasem tej wiedzy brakuje i popełniamy błędy. W szkołach nie ma zajęć na temat wspólnego życia z psem. A błędy najlepiej wykorzystać do dalszej nauki, rozwoju. Dlatego chciałabym tutaj rozwiać kilka wątpliwości.
Poczucie winy/ wyrzuty sumienia
Właściciele najczęściej odczuwają wyrzuty sumienia lub poczucie winy, kiedy uświadamiają sobie, że popełnili jakieś błędy w relacji z psem. Martwią się, że skrzywdzili psa, że nigdy nie odzyskają jego zaufania, że nie jest z nimi szczęśliwy. Tymczasem psy odpowiadają na zmianę zachowania właściciela bardzo szybko. Można powiedzieć, że psy wiele “wybaczają”, nie robią wyrzutów właścicielom za minione błędy. Po prostu dostosowują się do nowej sytuacji. Natomiast poczucie winy czy wyrzuty sumienia to negatywne emocje. A im więcej negatywnych emocji w relacji, tym bardziej sama relacja staje się negatywna. A im więcej niczym niezmąconej radości, tym relacja bardziej radosna, a para pies-właściciel bardziej szczęśliwa. Pielęgnowanie negatywnych emocji nie ma sensu. Nawet jeśli popełniliśmy jakieś błędy w przeszłości (kto ich nie popełnia?), to wiedząc o tym, możemy wprowadzić zmiany. Wykorzystać wiedzę na temat tego, co zrobiliśmy niewłaściwie i jaki miało to wpływ na psa, do poznania psa lepiej, zauważenia jak reaguje w różnych sytuacjach i unikania błędów w przyszłości. W naszym życiu z psem błędy są nieuniknione. Ale można je wykorzystać w sposób pozytywny. Do tego, by uczyć się rozumieć psa. Wiedzieć co lubi, a czego nie, czego się boi, a co najbardziej sprawia mu przyjemność i jak można mu pomóc w ewentualnych trudnych sytuacjach. Jakość życia psa zależy od jakości relacji z właścicielem. Im bardziej pozytywna jest ta relacja, tym bardziej pozytywne jest życie psa.
„W życiu nie ma nic za darmo!”
Kilka miesięcy temu wzięłam udział w konferencji poświęconej psom. Jedna z prelegentek w czasie swojej prezentacji wciąż jak mantrę powtarzała to zdanie: „W życiu nie ma nic za darmo!” Uważam, że jest to jedno z największych kłamstw w psim świecie. Czy naprawdę w życiu niczego nie dostajemy „za darmo”? Myślę, że ktoś, kto tak mówi, albo faktycznie niczego w życiu nie dostał, i to jest smutne. Albo dostał, ale tego nie docenił, co chyba jest jeszcze smutniejsze. Co takiego dostajemy „za darmo”? Przede wszystkim wartości, których nie da się kupić, takie jak miłość, przyjaźń, ale również pomoc, uwagę, opiekę, zrozumienie, itd. I to wszystko należy się również psu. Jeśli chodzi o rzeczy materialne, mogę tu powiedzieć tylko o sobie, ponieważ każdemu przytrafia się co innego, ale ja w życiu dostałam całkowicie za darmo m.in. jedzenie i schronienie, kiedy byłam w potrzebie, a nawet pojawiła się na mojej drodze Osoba, która nie chciała przyjąć pieniędzy za zorganizowanie szkolenia, włączając w to nocleg i wyżywienie (Dziękujemy! Nadal jesteśmy pod wrażeniem! <3). Wciąż spotykam osoby, które dzielą się ze mną tym, co mają. Jestem za to bardzo wdzięczna i próbuję to odwzajemnić, dzieląc się z innymi. Tymczasem w psim świecie zdanie „W życiu nie ma nic za darmo” usprawiedliwia ograniczanie i niezaspokajanie psich potrzeb w imię posłuszeństwa psa. Np. karmienie psa wyłącznie w trakcie treningu, kiedy pies „zasłuży” na jedzenie „pożądanym zachowaniem”. Czyli pies nie dostaje posiłku w innej formie niż w postaci suchej karmy wydzielanej z ręki przewodnika jako „nagrody”. Nie jest to jednak praca nad motywacją psa do szkolenia, a zwyczajne głodzenie go i zmuszanie do wykonywania zachowań, bo inaczej nie dostanie jedzenia. Jest to praca na deprywacji, a nie motywacji. A przecież pies nie jest naszym niewolnikiem, a zwierzęciem, któremu jesteśmy „winni opiekę i poszanowanie”. Przez opiekę i szacunek rozumiem możliwość zaspokojenia przynajmniej podstawowych potrzeb, a taką potrzebą jest głód. Pies powinien mieć możliwość zjedzenia posiłku w spokoju. Szkolenie natomiast powinno być radością i super spędzonym czasem dla obojga: psa i przewodnika! Nigdy nie powinno być „robotą do wykonania!” Psa szkolę po to i w taki sposób, by mnie i jemu te wspólnie spędzane chwile sprawiały przyjemność. Niekoniecznie w oparciu o jedzenie. Można wzmacniać zachowania zabawką, zabawą, czy pochwałą. Albo czymś zupełnie innym. Na przykład u jednego z moich psów najlepszym wzmocnieniem jest zabawa szyszkami. Istnieje tak wiele możliwości, jak wiele jest psów. Trzeba sobie tylko zadać nieco trudu, by zrozumieć, co lubi pies, z którym pracujemy.
Kontrola, kontrola, kontrola
Alexa Capra często powtarza „Im więcej komunikacji, tym mniej kontroli”. Czyli im lepiej znamy naszego psa, im lepiej potrafimy odczytywać jego komunikację, i sami świadomie się z nim komunikujemy, im bardziej mu ufamy, tym mniej potrzebujemy go kontrolować. Potrafimy przewidzieć, jak zachowa się w różnych sytuacjach i zareagować odpowiednio. Jednak czy to oznacza, że kontrola jest zła? Nie do końca. Żyjąc z psem w społeczeństwie, musimy go kontrolować w pewnych sytuacjach czy miejscach. Na przykład kiedy przechodzimy przez ulicę. Dla bezpieczeństwa psa przywołujemy go do siebie i zapinamy na smycz. Podobnie reagujemy w sytuacji innych zagrożeń. Jednak nadmierna kontrola może negatywnie wpłynąć na dobrostan psa, jego stan emocjonalny i zachowanie. Na czym polega nadmierna kontrola? Kiedyś jedna z moich klientek wypisała wszystkie komendy kontrolujące psy, których używała w ciągu dnia. 42. Czterdzieści dwie sytuacje, kiedy psy musiały poczekać na „komendę zwalniającą”, zanim mogły coś zrobić. Gdzie to „coś” oznaczało na przykład zabranie się do jedzenia postawionego przed nimi w miskach posiłku. Nie twierdzę, że pies ma po nas skakać, chcąc dostać się do miski. Czym innym jednak jest nauczenie psa autokontroli, by sam kontrolował swoje zachowanie, ale mógł jeść, gdy tylko miska zostanie postawiona, a czym innym stawianie miski i wymaganie, by powstrzymał się przed jedzeniem, dopóki nie usłyszy odpowiedniego hasła. I tak w ponad 40 innych sytuacjach. Moja klientka zrezygnowała z tej nadmiernej i zbędnej kontroli, wprowadziła również inne zmiany, a po kilku tygodniach okazało się, że ma w domu zupełnie inne psy. Suka, która unikała interakcji z innymi psami i ludźmi, a na spacerach tylko szukała sytuacji, gdzie mogłaby zapolować na jakieś zwierzęta, od myszy po łosie, zaczęła się spontanicznie bawić i zachęcać do zabawy właścicielkę, przestała unikać psów i ludzi, sama chętnie wchodzi w interakcje, nie jest już zainteresowana tak bardzo polowaniem na myszy. Dodatkowo wzmocniła się jej więź z właścicielką.
Wyciszanie
„Wyciszanie” psów, by były „spokojne”, stało się popularne kilka lat temu. Kiedy Alexa Capra przyjechała do Polski po raz pierwszy, poprowadziła warsztaty dla instruktorów szkolenia psów. Z grupy psów wyróżniał się szczególnie jeden, który grzecznie leżał przy swojej właścicielce i nie reagował na nic, co działo się dookoła. W czasie późniejszej rozmowy z Alexą wspomniałam z podziwem tego psa. Jednak Alexa nie tylko nie podziwiała pracy właścicielki, a otwarcie przyznała, że był to najbardziej zestresowany pies na całym szkoleniu. Pies, u którego tak bardzo zahamowano swobodę zachowania, że bał się zrobić cokolwiek i po prostu wyłączył się z otaczającego go świata. To właśnie wtedy zaczęłam inaczej postrzegać „wyciszane” psy. Zauważyłam, że właściciele i szkoleniowcy z jakiegoś powodu nie lubią, kiedy psy się pobudzają i ekscytują. Nazywane jest to „nakręcaniem się” psa. Jest źle, kiedy pies „nakręca się” na piłkę, szarpak, właściciela, inne psy, czy chociażby spacer. Dlatego piłki i szarpaki należy psu schować, właściciel, wchodząc do domu, ma odwrócić się do psa plecami, albo nauczyć psa „spokojnego siedzenia i witania się”, a z innymi psami najlepiej się nie spotykać. Serio? Czy naprawdę zapomnieliśmy już jak wygląda niezmącona psia radość? Jak intensywnie psy potrafią się cieszyć! Jeden z moich psów, kiedy wracam do domu, bardziej przypomina psa, którym majta ogon, niż odwrotnie, tak bardzo się cieszy! A drugi, kiedy wychodzimy na spacer do lasu, pierwsze metry przebiega ledwie dotykając łapami ziemi, tak bardzo rozciąga w biegu całe swoje ciało! Ich radość sprawia olbrzymią radość mnie! Nie chcę, by moje psy przypominały zombie. Chcę, by mogły wyrażać swoje emocje. Jeśli za bardzo ekscytują się przy zabawie piłką, nauczę je, by przy piłce nie traciły nad sobą kontroli, by słyszały moje sygnały i potrafiły myśleć w dużym pobudzeniu, ale nie zabiorę piłki. Jeśli radosne witanie przez psa może spowodować obrażenia u właściciela, wymyślę sposób na rozładowanie tych emocji, np. na podanej psu zabawce. Ale nie będę wymagała od psa, by siedział „spokojnie”, kiedy cały kipi od emocji. Możemy kontrolować ciało psa, jednak nie jesteśmy w stanie kontrolować jego stanu emocjonalnego. Nawet, kiedy sami sobie powiemy „uspokój się”, wiemy, że to nie zadziała. Siedzący pies nie oznacza spokojnego psa, bo nie wiemy, co dzieje się w środku. Dlatego zamiast psa „wyciszać”, zastanówmy się, jak pomóc mu poradzić sobie w różnych sytuacjach, dajmy mu narzędzia do radzenia sobie. Np. w przypadku spotkań z innymi psami, nauczmy psa różnych strategii komunikowania się. A przede wszystkim cieszmy się psią radością, to przecież także dla niej, jeśli nie przede wszystkim, zdecydowaliśmy się zostać opiekunem psa!